Wiktor Szpak – Winnica Jasiel

Kolacja Flora i Fauna

Wiktor Szpak

Winnica Jasiel

We własnym gronie...

Wiktor Szpak i jego żona Elwira stworzyli w Polsce małą Toskanię, zarówno tak na swojej ziemi porośniętej równymi rzędami winorośli, jak i w kieliszkach z winem, którymi obficie częstują swoich gości. Cieszą się każdym łykiem i przeżywają każdą opinię, wpatrując się uważnie w miny degustujących. Tu wszystko jest poukładane i zaplanowane: krzewy w ogrodach, butelki wina w piwniczce, słowa w opowieści o ich życiu, ale jest też natura, która ma ostatnie zdanie i może wszystko zmienić kropla po kropli, dzień po dniu…

Zarówno pan jak i pańska żona jesteście nauczycielami… Skąd pomysł na winnicę?

Jestem z wykształcenia biologiem. A pomysł na winnicę zrodził się szesnaście lat temu. Za domem mieliśmy niezagospodarowaną działkę przeznaczoną na ogród. A wówczas, oprócz pracy w szkole, zajmowałem się dodatkowo właśnie projektowaniem ogrodów, to bardzo ważny wątek tej historii. Sytuacja mnie przymusiła – cóż, trójka małych dzieci, trudne czasy, trzeba było jakoś dorabiać… Więc zakładałem innym ogrody służące wyłącznie czystej przyjemności oglądania. Natomiast sam zawsze byłem bardzo praktyczny. Dla siebie wymyśliłem ogród użytkowy, z fachowo posadzoną winoroślą... Zawsze z żoną lubiliśmy wino. Postanowiliśmy mieć trochę na własne potrzeby.

Jest pan samoukiem?

O winorośli miałem wtedy jedynie wiedzę botaniczną. Czytałem różne podręczniki na temat produkcji wina, nie zawsze pomocne, bo często, nie wiedzieć czemu, nie zdradzały wszystkich tajników… Robiłem wszystko z prawdziwą nadgorliwością. Szybko okazało się, że oprócz wiedzy potrzebna jest też intuicja, którą, no cóż, mam. Później nauczyłem się też słuchać innych winiarzy, bo czasem wystarczy wyłowić jedno kluczowe słowo czy zdanie.

Pierwszy sukces…

W 2003 roku, kiedy zrobiliśmy pierwsze wino, przyjechali do nas goście, a wśród nich pewien Włoch, który naprawdę znał się na winie. Pogratulował mi. Chciał kupić większą ilość, ale nie zgodziłem się, nie było wówczas tego dużo i nic by dla nas nie zostało. Więc zażartował, że jestem egoistą, bo nie chcę się podzielić z innymi tym, co dobre. W 2004 założyliśmy drugą, większą winnicę, 1800 krzewów. I zrozumiałem, że to ilość, której już sam nie wypiję… (śmiech). Później wypatrzyłem działkę. Strasznie zaniedbaną, odstraszającą – darnie, róże, krzewy… w dodatku góra… Jak powiedziałem w domu, że chcę to kupić, żona mnie niemal wyśmiała, ale nie zabroniła… Kilka lat trwało zanim mogłem posadzić na niej pierwsze krzewy.

Każdy winiarz ma swoją filozofię. Jaka jest pańska?

Po pierwsze – robię to, co lubię. Po drugie – nie produkuję wina wyłącznie dla pieniędzy. Zakładałem winnice innym ludziom, większość tylko liczy przyszłe zyski. A ja mówię – możesz zostać z niczym. Wystarczy chwila gradu, noc mrozu i koniec. Trzeba z pokorą schylić głowę. Oczywiście pieniądze powinny się pojawić, ale to nie jest cel sam w sobie. Po trzecie – staram się robić wino jak najlepsze, bo przyjdzie moment, kiedy będę się nim dzielił. Siądę do stołu z obcymi ludźmi, spojrzę im w oczy, opowiem im o sobie i o swoim winie. W 2006 roku, kiedy coraz więcej gości zaczęło do nas przyjeżdżać, zorientowałem się, co tak naprawdę mnie cieszy. Poznawanie ludzi. Dzięki winu tu, do Jareniówki, przyjeżdżają osoby, których w życiu bym nie spotkał. Pamiętam, jak odwiedziła nas pani konsul Austrii. Nie miałem jeszcze sali degustacyjnej, musiałem przyjąć ją w swoim domu. Rozmawiamy i nagle myślę… boże, przecież taka osoba nigdy by tu nie przyjechała! A naszym tłumaczem był wnuk profesora Brzezińskiego… Oczywiście nie chodzi tylko o spotykanie wybitnych postaci, ale ciekawych ludzi. Na co dzień się maskują, a przy winie umieją się odkryć… I to jest dla mnie istota winiarstwa i największa nagroda.

Ma pan kompleksy wobec winiarzy z Europy?

Już nie. Trzy lata temu, był u nas John Salvi, wybitny angielski enolog i dziennikarz piszący o winach. Od wielu lat mieszka w Bordeaux. Przyjechał na konkurs winiarski do Pragi, a że miał dwa wolne dni, ktoś zaproponował mu wypad do Polski. Siadam z nim do stołu, rozpoczynamy degustację. Ogromna trema. W końcu Salvi mówi – wezmę twoje wino i pokażę je kolegom w Bordeaux. Bo oni już zapomnieli jak się robi bezpretensjonalne i pozbawione niepotrzebnych ozdobników, niekomercyjne wino, które wszystkim smakuje.

Region lub producent, który jest dla pana wzorem…

Zawsze ceniłem Austriaków, więc Styria. Bo trochę podobna do nas, przypomina polskie Podkarpacie.

Jakie ma pan marzenie związane z winem?

Po części czekam, co życie przyniesie. Nie lubię przymusu – że jeszcze większa sala do degustacji, że kolejna przetwórnia… Chciałbym, żeby każdy kolejny rok mnie inspirował, żebym dalej produkował wino z czystej przyjemności.

WINNICA JASIEL
Wiktor Szpak
Jareniówka 163, 38-200 Jasło
 +48 13 448 58 79  +48 509 326 650
 wiktor@winnicajasiel.pl

Comments are closed.