Mariusz Siwak

Krynica Zdrój

Mariusz Siwak

Gotowanie to jego wieloletnia pasja i sposób na życie. Jest absolwentem Zespołu Szkół Gospodarczych im. M. Reja w Szczecinie, a w latach 2002-2005 kontynuował naukę w Wyższej Szkole Ekonomiczno-Turystycznej. Zdobywał doświadczenie zawodowe, przechodząc wszystkie szczeble kucharskiej drabiny.

Był uczestnikiem wielu konkursów, między innymi Mistrzostw Polski w Kuchni Okrętowej (I miejsce), Regionalnego Konkursu „Zielona Czapka” (II miejsce) oraz pierwszej edycji prestiżowego konkursu L’Art de la Cuisine Martell. W 2008 roku był członkiem Kulinarnej Kadry Polski Seniorów na Kulinarnej Olimpiadzie IKA w Erfurcie, a w 2010 roku został powołany do kulinarnej reprezentacji Polski w Mistrzostwach Świata w Luksemburgu. Uczestnik Kulinarnego Show 6. edycji „Top Chef”. Do cennych nagród zalicza tytuł Szefa Jutra przyznany przez Żółty Przewodnik Gault&Millau w 2016 roku oraz wyróżnienie jego restauracji, od kilku lat, dwoma czapkami przez ten sam przewodnik. Dziś jest członkiem Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szefów Kuchni i Cukierni oraz Zarządu Szczecińskiego Convivium Slow Food.

W kuchni łączy tradycję ze współczesnością, stawiając na najwyższej jakości składniki i lokalne produkty. Sięgając po sprawdzone receptury nie stroni od nowoczesnych technik gotowania i inspiracje z kuchni z całego świata.

Cicha woda...

Dusza człowiek o budzącym respekt wyglądzie. Chciał zostać sławnym sportowcem, ale dziś sprawia nie mniejszą przyjemność ludziom daniami, które wyczarowuje w swojej kuchni.

Marzy o kulinarnej podróży do Japonii. Na co dzień jednak całkowicie spełnia się zawodowo i rodzinnie w Szczecinie.

Czy zawsze chciałeś zostać kucharzem?

Oj nie, jak większość chłopaków z podwórka, chciałem grać w piłkę i zostać sławnym piłkarzem! (śmiech)

Co w takim razie zaprowadziło Cię do kuchni?

Raczej kto… Choć nie będę koloryzował i mówił, że od małego gotowałem z mamą i babcią. (śmiech) Nie, poszedłem do technikum gastronomicznego, bo mój brat uczył się w tej szkole. Po maturze w dalszym ciągu nie byłem pewien, co dalej. Ale kolega szedł studiować hotelarstwo, więc pomyślałem, czemu nie. Jakoś nie miałem wówczas ochoty iść do wojska.

I dobrze Ci się w życiu ułożyło?

No pewnie, że tak! Nie sądziłem, że zostanę zawodowym kucharzem. A dziś – robię to, co kocham.

Powinieneś być wdzięczny koledze…

W sumie tak, dziękuję Ci Daniel! (śmiech)

Kiedy poczułeś, że gastronomia to Twój sposób na życie?

Pracowałem już ze 4 lata w Park Hotelu w Szczecinie, kiedy obiekt został zamknięty na rok z powodu kapitalnego remontu. Pojechaliśmy wtedy na dłuższe szkolenie do Sopotu, gdzie właściciel miał drugi hotel. I to, co zobaczyłem, kompletnie zmieniło moje podejście zarówno do samego gotowania, jak i do zawodu. Przekonałem się, że ta praca to nie tylko cztery ściany kuchni. To również kontakty z fantastycznymi, doświadczonymi szefami i czerpanie z ich doświadczenia. To konkursy, na które zacząłem jeździć. To przyjemność pracy z lokalnymi producentami i ich świetnymi produktami.

Wróciłeś do Szczecina, dobrze Ci tam?

Szczecin jest specyficznym miastem, wszędzie stąd daleko! (śmiech) Jak jeździłem na konkursy i ludzie dowiadywali się, skąd jestem, to dziwili się, że chciało mi się tyle podróżować… (śmiech). Wiele osób traktuje nasze miasto tylko jako przystanek w drodze do Niemiec. Pod względem gastronomicznym Szczecin rozwijał się bardzo powoli.

Chciałbyś wyjechać?

Dziś sytuacja jest zupełnie inna. Owszem był okres, kiedy chciałem stąd wyjechać. Ale z drugiej strony, jestem ze Szczecina, to moje miasto i dobrze się tutaj czuję. Poza tym, poznałem wspaniałą dziewczynę, pobraliśmy się, mamy dwójkę dzieci. Wszystko gra!

Żona z branży?

Tak, pracuje w tym samym hotelu, w recepcji.

Rozumie, że jesteś gościem w domu?

Od początku wiedziała, że chcę i lubię poświęcać się pracy. Przyznam się – mam duuużo dni zaległego urlopu… (śmiech). Ale żona jest wyrozumiała, inaczej nie wytrzymałaby ze mną już 12 lat.

Jaki typ kuchni jest twoją specjalnością?

Kuchnia polska. Chętnie wracam do tradycyjnych dań takich jak sznycel czy rumsztyk, ale w nowej odsłonie.

Robisz lody z rumsztyku?

Nie jestem aż tak awangardowy, ale skoro mamy teraz trufle, to robię do niego sos truflowy.

Chciałbyś, żeby w przyszłości Twoje córki też zajęły się gastronomią?

Moja starsza 9-letnia córka przychodzi do mnie do restauracji. Podpatruje, czasem zabiorę ją na jakiś wyjazd. Jeśli będzie chciała zostać kucharzem czy cukiernikiem, to przecież jej nie zabronię. W każdej pracy spędza się dużo czasu, więc trzeba robić to, co się naprawdę lubi.

Jaka jest najważniejsza cecha charakteru, którą powinien mieć szef kuchni?

Wyrozumiałość i umiejętność słuchania.

A do jakiej potrawy porównałbyś się?

Cóż, jestem w miarę spokojny, ale potrafię być impulsywny. Jak już wybucham, to mam ku temu poważny powód. Więc chilli con carne – połączeniem łagodności i ostrości. Jestem, powiedzmy, większej postury, więc ludzie na początku czują do mnie respekt. Ale później przekonują się, że jestem miły, żeby nie powiedzieć, „misiowaty”... (śmiech). Staram się, aby atmosfera w kuchni była miła, rodzinna i sympatyczna. Chociaż owszem, potrafię huknąć jak trzeba. Szef kuchni nie może być zbyt łagodny, bo ludzie wejdą ci na głowę.

Jak zareagowałeś na propozycję wzięcia udziału w Tasty Stories?

Fajnie, że ktoś pomyślał o gościu ze Szczecina… (śmiech). A tak poważnie, to oczywiście znałem ten projekt i zawsze szanowałem ogrom przygotowań i wkładu pracy w tę imprezę. Ucieszyłem się i oczywiście z przyjemnością przyjąłem zaproszenie od Janusza Myjaka.

W takim razie – do zobaczenia we wrześniu w Krynicy…

Do zobaczenia!

Comments are closed.