Katarzyna Miernik-Pietruszewska

Krynica Zdrój

Katarzyna Miernik-Pietruszewska

Dziennikarka z wykształcenia, cukiernik z zamiłowania, a z pasji... fotograf. Jest klasycznym przykładem, określanym najczęściej jako „znaleźć się gdzieś przypadkiem”. W młodości nigdy nie przypuszczała, że jest droga życiowa zawiedzie ją do kuchni. W końcu niechętnie do niej wchodziła, chyba że po jabłka, które namiętnie pożerała podczas lektury niezliczonych książek. Gdy kończyła studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, musiała przyjechać do Wysowej, aby pomóc „rozkręcić” rodzinny geszefcik pod nazwą Restauracja Stary Dom Zdrojowy.

I już tu została. A że potrzeby były rozmaite, zaczęła od cukiernictwa i piekarstwa. Kierując się wpojoną w młodości zasadą „działaj skutecznie i pracuj najlepiej jak potrafisz”, z kuchennego nieuka przeistoczyła się w kreatorkę cukierniczego dizajnu i wyrafinowanego piekarza niecodziennego pieczywa. Uwielbia to, co robi. Wszystkich rozpieszcza swoimi wytwornymi ciachami i chlebami, a dla chętnych prowadzi warsztaty pieczenia chleba. Od 13 lat organizuje najważniejsze w tym regionie Święto Rydza. Wykorzystując dziennikarskie wykształcenie i sięgając do artystycznych zakamarków w duszy, redaguje magazyn Z Beskidu Niskiego.

W tak zwanym międzyczasie, urodziła dwóch synów, którzy ją uwielbiają i są zazdrośni o czas, który spędza w kuchni lub dla złapania równowagi przeznacza na przemierzanie gór Beskidu Niskiego w poszukiwaniu najlepszego kadru. Koniecznie musicie ją poznać.

CUKIERNIK Z DUSZĄ ARTYSTY

W zeszłym roku poznaliśmy Kasię jako niestrudzoną propagatorkę tradycyjnych przepisów i miłośniczkę rydzów. Razem z mamą – Basią, wymyśliły Święto Rydza, które przyciąga nie tylko grzybiarzy, ale i smakoszy darów natury z całego regionu. Choć grzyby kisi i smaży, nie tylko wytrawne smaki są jej bliskie. W tym roku pokaże nam swoją łagodniejszą stronę…

W zeszłym roku budowałaś dom, żeby na dobre osiąść w Wysowej i poczuć się u siebie. Skończyłaś go?

Nie, jeszcze nie, ale na pewno niebawem w nim zamieszkam. Uwielbiam tu być, bardzo rzadko ruszam się poza Beskid Niski. Nie tęsknię za miastem. Wolę leśną ciszę, górskie wędrówki i grzybobrania. Choć z pewnością brakuje mi teatru, kina, muzeów. Ale i na to znalazł się sposób – w Beskid Niski przenoszą się nietuzinkowi ludzie – artyści, muzycy, pisarze. Więc mam trochę „kultury” wśród znajomych. Organizujemy sobie mini koncerty, spotkania, wernisaże. Zresztą to właśnie w tym celu powstał Magazyn z Beskidu Niskiego, w którym z koleżankami opisujemy nie tylko przyrodę, ale przede wszystkim interesujących, zdolnych ludzi.
Ale czasem pakuję walizkę i z Joanną, moją najprawdziwszą i jedyną przyjaciółką – fotografką ruszamy na podbój europejskich miast.

Od samego początku towarzyszysz Dr Irena Eris Tasty Stories. W tym roku debiutujesz jako cukiernik. Masz tremę?

Tak. Będę pracować ze świetnymi szefami kuchni, ekspertami w swoim fachu. Janusza Myjaka, który ponownie zaprosił mnie do projektu, mój starszy syn Franek nazywa zresztą „Mistrzem”. A ja jestem, na dobrą sprawę, samoukiem. Owszem, jeżdżę na różne szkolenia, ale w dużej mierze uczę się sama, korzystając z Internetu i obcojęzycznych książek. Cały czas pilnie zgłębiam to, co ci szefowie mają od lat w małym palcu… (śmiech).

Cukiernictwo jest Twoją pasją…

I jeszcze wypiek chleba. Tak na zmianę z rydzami. Właśnie teraz jestem w trakcie robienia kilkudziesięciu chlebów, a jeszcze czekają na mnie torty. Więc zapowiada się długi upojny wieczór w kuchni.

Jakie słodkości tworzysz?

Głównie torty. Szalenie mi się podoba trend delikatnych w swojej strukturze tortów bazujących na recepturach francuskich. Z zastrzeżeniem, że w oryginalnych przepisach jest mnóstwo czekolady, a ja sięgam z przyjemnością po nasze rodzime owoce.

Twoje torty bardziej smakują czy wyglądają?

Ja nie jestem specjalnie plastycznie uzdolniona i nie umiem robić takich delikatnych zdobień czy malowideł, jakie oglądamy w programach kulinarnych. Chociaż właściwie to nie wiem, bo nigdy nie próbowałam… (śmiech). Mówiąc poważnie – smak jest dla mnie najważniejszy. Tort ma zachwycać smakiem, a nie dodawać sobie wyglądem. Wykończenia ciast są dość proste, używam świeżych owoców, elementów zrobionych z bezy i kwiatów. Ponieważ staram się, żeby torty były jak najbardziej naturalne, unikam gotowych plastycznych mas, które mają dłuuugie listy składników. Lubię wyraziste połączenia – słodycz przełamuję czymś kwaśnym lub słonym. Ale całość musi byś harmonijna. Często moje torty wcale nie są pieczone. Chłodzę te wszystkie musy, żelki i chrupki, żeby się połączyły. Więc, jak mi się kiedyś zepsuł piec, to nie było problemu…

Masz swój ulubiony tort?

Mam nawet dwa, bazą w obu jest czekolada. Pierwszy to połączenie polskiej moreli z herbatą Earl Grey czyli nutą bergamotki, mleczna czekolada, orzechy laskowe i czekolada 60%. Dużo się tam dzieje w smaku. Drugi jest prostszy – mięta, ciemna czekolada, taka 55% i ciut cytryny.

A pamiętasz swoje pierwsze cukiernicze dzieło?

Może nie pierwsze, ale mocno takie frustrujące. To był początek prowadzenia Starego Domu Zdrojowego. Miałyśmy z mamą otwierać na majówkę i w przeddzień otwarcia stwierdziłyśmy – dobra pieczemy babki drożdżowe, one nam zawsze wychodzą. I co? Wszystkie miały zakalec.

I co się robi w takiej sytuacji?

Kolejne ciasto od nowa, prostszy i mniej czasochłonny przepis.

Do jakich łakoci porównałabyś siebie i dlaczego?

Hmm, to by była tabliczka dobrej, gorzkiej, intensywnej czekolady. Bardzo lubię taki smak – prosty, ale łączący w sobie słodycz i gorycz. Ewentualnie może być ze skórką pomarańczową lub z solą.

Czekolada to podstawa w cukiernictwie, Ty czujesz się taką podstawą swojej rodziny?

Jestem ja i trzech facetów… (śmiech), nie poradziliby sobie beze mnie.

Gotujesz i pieczesz im w domu, po pracy?

Latem żywimy się w restauracji, ale przez resztę roku to ja gotuję. Aczkolwiek mój starszy syn, Franek, pilnuje codziennie żebym zjadła śniadanie. Jego pierwsze pytanie po przebudzeniu – Mamo, czy jadłaś już śniadanie? Nie, jeszcze nie – odpowiadam często zgodnie z prawdą. I słyszę – No to poczekaj, zrobię Ci jajecznicę. W rezultacie ostatnio przez 3 tygodnie codziennie jadłam jajecznicę! Z grzanką z masłem, czasem z pomidorem, zrobioną przez ośmiolatka. Czy to nie urocze?

Chciałabyś, żeby poszedł w Twoje ślady?

Nie wiem… To jest niesamowita frajda, kiedy się robi coś, co się kocha. I na dodatek jest się docenianym przez gości.

Czy natura ma coś ciekawego do zaoferowania cukiernikowi?

Oczywiście. Jak mówiłam, staram się hojnie czerpać z naszych rodzimych specjałów. Używam dużo jeżyny leśnej, jagody – i to naprawdę takiej prosto z lasu. Mięta, kwiatki czarnego bzu, które wykorzystuję do syropów i tortów. Robię też maceraty z jaśminu. Orzechy laskowe i oczywiście wszelkie kwiaty i płatki, którymi dekoruję torty i bezy. W tej chwili najczęściej jest to bławatek, który zdobi roladę bezową, przebój tegorocznego lata.

Zastanawiałaś się już, co przygotujesz na kolację Dr Irena Eris Tasty Stories?

Przede mną duże wyzwanie i przygotowanie deseru, który zupełnie inaczej wygląda i w inny sposób łączy różnorodne tekstury i smaki niż te nieduże torty, w których się wyspecjalizowałam. Ale będzie to połączenie jeżyny i prawdopodobnie tarniny – dwóch jesiennych leśnych owoców z… (tu Kasia ze szczegółami opowiedziała co szykuje, ale nie chcemy psuć Państwu niespodzianki. Zaręczamy, że deser będzie wyborny!).

Comments are closed.