Sylwia Stachyra

Kolacja One

Sylwia Stachyra

Sylwia Stachyra pochodzi z Lublina i to właśnie tam zdobyła tytuł magistra prawa na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Jednak nie została prawnikiem, bo podążyła drogą pasji. Wyjechała do Wielkiej Brytanii i zdobyła kolejne wykształcenie. Jest dyplomowanym kucharzem. Mieszkała w wielu krajach i dzięki temu porozumiewa się w czterech językach. Szkoliła się w najlepszych restauracjach w Wielkiej Brytanii. Pracowała m. in. dla Gordona Ramseya w jego restauracji Savoy Grill w Londynie. Była też osobistym kucharzem dla elitarnych gości na prywatnych, ekskluzywnych jachtach. Ma też na swoim koncie prowadzenie własnej restauracji.

Po powrocie do Polski potwierdziła swoje wyjątkowe umiejętności zwycięstwem w Top Chef Polska 2018. A ostatnio otworzyła własną firmę CookShe by Sylwia Stachyra zajmującej się szkoleniami i coachingiem. Jej kolejne marzenie to własna szkoła kulinarna, którą, jak twierdzi, otworzy już nie długo.

Babska a męska sprawa...

Dobrze mówi, ale jeszcze lepiej gotuje. Łącząc jedno z drugim, ujmuje ludzi i przekonuje ich do siebie. Po powrocie do Polski wygrała TOP Chef'a 2018, ale nie ma złudzeń, że to wystarczy, aby w męskiej branży być cały czas na TOP-ie. Dlatego zakasała rękawy i ciężko pracuje na swoją markę, sukces i uznanie ludzi, bo tylko ich zadowolenie nadaje gotowaniu sens. O męsko-damskich relacjach w kuchni opowiada bez ogródek. Czytajcie.

Przyjęłaś zaproszenie do projektu Dr Irena Eris Tasty Stories, którego część odbywająca się we Wzgórzach Dylewskich, poświęcona jest kobietom. Tym gotującym zawodowo i tym produkującym żywność. Powiedz, czy nasza babska emocjonalność ma wpływ na to, co znajduje się na talerzach?

Zdecydowanie tak. Czasem widzisz piękne danie, ale ono nie ma duszy, nie ma smaku. Jest jak idealny, ale plastikowy owoc. Bo tak naprawdę gotowanie to nie tylko techniczna wiedza. Znam niesamowicie utalentowane osoby, które nie są rzemieślnikami, nie mają warsztatu, a gotują fantastycznie. Zawsze powtarzam – z gotowaniem jest jak z seksem, używajmy wyobraźni… (śmiech).

Dla ciebie kuchnia to początek czy koniec, ukoronowanie, wszystkiego?

Jedno i drugie. Ja zaczynam dzień w kuchni od śniadania i kończę, relaksując się w tym miejscu. Nic nie sprawia mi w życiu większej przyjemności. Moja mama wspomina, że pierwszą jajecznicę zrobiłam mając pięć lat, kiedy ona była chora. Od dziesiątego roku życia gotowałam regularnie. Jak odwiedzają mnie koleżanki, to też siedzimy w kuchni. Kuchnia jednoczy, można pracować i rozmawiać. Mam podzielną uwagę… (śmiech). Ja gotuję całą sobą, ale dla innych. Sama dla siebie – nigdy, nie lubię też jeść w samotności.

Swoją miłość do kuchni postanowiłaś podeprzeć solidnym wykształceniem kulinarnym.

Mam dwa wykształcenia – jestem prawnikiem i dyplomowanym kucharzem. Mam najwyższy dyplom kucharski, jaki można zdobyć w Wielkiej Brytanii. Otwierając tam własną restaurację, w wieku 25 lat, stwierdziłam, że nie mogę przynieść sobie wstydu. Bo wszyscy pytali – co zrobisz, jak nie będziesz miała kucharza? No, jak to co? – stanę sama do gotowania. Więc poszłam do szkoły. Musiałam zrobić wrażenie na dyrektorze, bo od razu skierował mnie do zaawansowanej grupy. W dwa lata zrobiłam kurs, który normalnie trwa cztery.

Wolisz pracować z kobietami czy z mężczyznami?

Z kobietami. Ciekawe, że jak wyjeżdżałam z Polski, to w gastronomii panowała opinia, że z kobietami w kuchni się nie pracuje. Bo dzieci, bo rodzina, bo sercowe rozterki… Że kobiety łatwo się rozklejają. Wracam po dziesięciu latach i co widzę w kuchni? Często zniewieściałych facetów. A babki, nie dość, że pracowite, to wykazują się ogromną odpowiedzialnością i lojalnością. Niestety, mężczyźni są dziś roszczeniowi, wielu jest niewiarygodnie bezczelnych. Ale, z drugiej strony, ja nie mam z nimi problemu, bo jestem szczera i uczciwa. Wiem, że liczą się drobne gesty, takie jak postawienie piwa po pracy czy załatwienie zniżki do kina. To rodzi więź. Nie może być tak, że szef kuchni siedzi w biurze z komputerem i jest wiecznie „zajęty”. Szef kuchni jest jak rodzic – co da, to dostanie z powrotem. Trzeba zacząć od siebie. Ja, na przykład, uwielbiam mieć długie i pomalowane paznokcie albo rozpuszczone włosy, ale do pracy tak nie przyjdę. Jeśli ktoś zobaczy, że wychodzę na papierosa albo się spóźniam, to oni też będą. Muszę dawać przykład.

Łatwo być szefową kuchni?

W kuchni trzeba być twardą, ale nie można zapominać o kobiecości. Ja nie dźwigam ciężarów, tylko mówię – chłopaki, sorry.. pomóżcie. I o wiele więcej tym zyskuję niż oschłością i krzykiem. Druga sprawa – poszanowanie. W Wielkiej Brytanii pracowałam z różnymi chłopakami, z różnych środowisk. Przychodzi mi taki Danny, „w stanie wskazującym na spożycie”, więc mówię – stary, chodź, przyjechała dostawa, pomożesz poprzynosić. Wychodzimy na zewnątrz, oczywiście robię mu awanturę i wysyłam do domu, żeby wytrzeźwiał. Ale jak wracamy, przy innych pracownikach, klepię go w ramię i dziękuję za pomoc. Tak, faceci ze swoim ego są naprawdę bardziej wrażliwi niż kobiety. Trzeba obchodzić się z nimi umiejętnie. Był Mike, który nie umiał sobie poradzić z krojeniem kapusty. W takim razie, zleciłam mu obieranie ziemniaków. Ale że inteligentny chłopak był, to zrozumiał. Poćwiczył w domu i na drugi dzień świetnie tę kapustę kroił. Dla takich momentów warto żyć i pracować. Niektórzy mężczyźni próbują nas zgnębić. Chyba mamusie ich tak rozpuściły… (śmiech). Zero szacunku. Odwracają się w trakcie rozmowy ze mną, pyskują, za najmniejszą uwagę obrażają się i grożą odejściem. O tym szefowe i szefowie kuchni powinni głośno mówić. Ale milczą, bo się boją, że pracownicy się pozwalniają.

Kiedy prawniczka poczuła, że jej prawdziwe miejsce to kuchnia?

Kiedy po 15 godzinach pracy przyszłam do domu i jeszcze chciało mi się gotować.

A jak odpoczywasz?

To jest okropne, ale w kuchni! (śmiech) Jestem pracoholiczką! Ale odkąd cztery lata temu, po sporych kłopotach zdrowotnych, przewartościowałam swoje życie, schudłam czterdzieści kilogramów i zaczęłam się zdrowo odżywiać, to staram się znaleźć czas na aktywny wypoczynek. Uwielbiam wodę – pływanie, żaglówki, kajaki. Ćwiczę jogę, medytuję. Słucham dużo muzyki.

Twoje pomysły na przyszłość?

Po wygraniu programu Top Chef wszyscy się spodziewali, że otworzę w Polsce własną restaurację. Ale już to przerabiałam, fizycznie nie mam siły, pragnę założyć rodzinę. Oczywiście nie rezygnuję z gotowania. Niedawno założyłam firmę – warsztaty kulinarne, catering, usługi „private chef”. Chciałabym zacząć organizować wyjazdowe weekendowe warsztaty kulinarne tylko dla kobiet. Wspólna nauka gotowania, ale również zajęcia jogi i wizyta w spa.

Co poradziłabyś kobietom, dla których gotowanie to codzienny, żmudny obowiązek?

Zmienić swoje nastawienie, poszukać w sobie dobrych, ciepłych emocji. Zacząć zbierać przepisy na dania, które dla nas coś znaczą. Skoro twoja mama robi najlepszy rosół na świecie, to zadzwoń i weź w końcu przepis! Zapisz go starannie w specjalnym zeszycie. Nie zawsze szukaj w Internecie. Dotrzyj do człowieka. Zadzwoń po poradę do przyjaciółki. Przy okazji pogadacie o tysiącu innych spraw.

Comments are closed.