Online
Rezerwacja
Tasty Stories by Hotele SPA Dr Irena Eris
Tasty Stories by Hotele SPA Dr Irena Eris
„O matko i córko” ciśnie się na usta, kiedy ujrzymy widok za ich domem. Łąka, szuwary, a za nimi piękne jezioro, w którym kąpią się ONE, codziennie aż do późnej jesieni. To ich rytuał, a właściwie jeden z wielu, które uwielbiają i które zbliżają ich do siebie. Wspólnie też robią sery kozie, jedne z najlepszych w Polsce jak twierdzą, a ilość zaglądających klientów do ich gospodarstwa potwierdza to. Te sery zjecie również w restauracjach Hotelu SPA Dr Irena Eris na Wzgórzach Dylewskich. Oto, co matka i córka, Helena Wróblewska i Izabela Ciesielska, opowiadają o swoim codziennym, życiu, docieraniu się i planach.
Pani Heleno, co pani pomyślała, kiedy pierwszy raz zobaczyła pani tę okolicę?
HW: Od razu wiedziałam, że to będzie moje miejsce. I zaczęłam się zastanawiać, co zrobić, żeby móc tu mieszkać i zarabiać na życie. Koza pojawiła się przypadkiem. Ja wcześniej w życiu nie widziałam kozy na żywo! Ale zafascynowała mnie. Bardzo przyjazna, przypominała mi trochę psa. Chodziła za mną. Była taka, jak by to powiedzieć, kontaktowa. I od tej pierwszej kozy, która miała na imię Pyza, powstało całe stado.
Ale córki nie były zachwycone pani decyzją…
HW: Jak pobudowałam koziarnię, to przez te wszystkie lata szkoły i studiów, moje córki w koziarni nie były. Zresztą nie zmuszałam je do tego. Uważałam, że w życiu powinny znaleźć własną drogę. Ja swoje życie przeżyłam tak, jak chciałam, a one mają prawo do tego samego. Wyjechały z domu, aby spróbować swojego życia.
I nagle, po wielu latach młodsza Iza przychodzi i mówi – mamo, wracam.
HW: Tak, pewnego razu Iza przyjechała i powiedziała – mamo, ja będę z mamą to prowadzić. Pomyślałam sobie, że to żart. To druga starsza córka przejawiała większe zainteresowanie rolnictwem. Raczej na nią liczyłam. Iza w ogóle nie interesowała się zwierzętami, więc powiem szczerze, że nie bardzo wierzyłam w jej decyzję. Poradziłam, żeby najpierw wzięła urlop bezpłatny na rok z ówczesnej pracy i zobaczyła, czy jej to będzie odpowiadało. Zadziwiające, jak przez ten czas fajnie się nam współpracowało. I po roku Iza złożyła w pracy wypowiedzenie.
Pani Izo, skąd ta decyzja?
IC: Nie wiem, coś się po prostu we mnie zmieniło. Mama zawsze mówiła: idź, idź, zobaczysz, że i tak wrócisz. Ja oczywiście wtedy mówiłam – nie wrócę… (śmiech). Skończyłam psychologię, pomieszkałam trochę w mieście, w mieszkaniu, popracowałam w różnych miejscach, dla kogoś. Zobaczyłam, jak to jest, kiedy trzeba siedzieć w pracy, nawet jeśli nie ma nic do zrobienia. I stwierdziłam któregoś dnia – nie chcę tak żyć. Nie chcę robić czegoś, co nie ma sensu. A tutaj życie ma sens, wchodzi w taki fajny rytm. Mamy czas, żeby zjeść razem śniadanie, porozmawiać o tym, co będziemy robić danego dnia, jakie mamy problemy. I nie ma zegara nad głową. Jak dopiję herbatę, to idę… (śmiech).
I jak się paniom wspólnie prowadzi firmę?
HW: Rozumiemy się, uzupełniamy. Nawzajem sobie pomagamy.
IC: Mamy zdrowy podział obowiązków. Dogadujemy się ze sobą, może dzięki temu, że mamy zupełnie inne charaktery i inne rzeczy lubimy robić. Mama bardziej się skupia na zwierzętach, ja bardziej na robieniu serów i na papierach. Mama nienawidzi papierów! Sam fakt, że to od niej je przejęłam spowodował, że jest szczęśliwa (śmiech).
A jeśli się spieracie w pracy, to o co?
IC: Nie przypominam sobie takiej sytuacji przez te dwa lata, odkąd pracujemy razem. Jeśli jest różnica zdań, to wstajemy od stołu i każda z nas rozważa argumenty drugiej strony. Tak było z serem pleśniowym. Sieć sklepów, która od nas odbiera ser, zaproponowała, żebyśmy robiły sery pleśniowe. Przyklasnęłam temu. Lubię eksperymentować. Ale mama powiedziała – mowy nie ma, nie wprowadzisz mi pleśni do mleczarni. Ja sobie na spokojnie poczytałam i stwierdziłam – na razie ok, ale za rok spróbuję. Zacznę w domu, na małym sprzęcie, a potem ewentualnie wprowadzę się do mleczarni.
Jednej kobiecie trudno się prowadzi firmę, a dwóm?
IC: Sądzę, że dwóm kobietom prowadzi się firmę łatwiej. Daną sprawę załatwia ta z nas, która akurat mocniej czuje się w danym temacie. Choć mamie jest ciężej, bo ona ma działkę rolniczą, a w rolnictwie faktycznie pokutuje przekonanie, że to męska sprawa. Ale generalnie spotykamy się głównie z życzliwością. „O, mama z córką – jak fajnie!”
HW: Jak zepsuje mi się jakaś maszyna i dzwonię po części, to najczęściej słyszę – A mogłaby pani męża zawołać? A tymczasem wydaje mi się, że my kobiety, przez to że rodzimy i wychowujemy dzieci, jesteśmy bardziej odporne, silniejsze.
Czy dzięki córce inaczej patrzy pani w przyszłość?
HW: Tak, to, że Iza wróciła na wieś, stało się dla mnie bodźcem do dalszego planowania, ulepszania i rozbudowy firmy. Gdyby nie Iza, skłaniałabym się raczej ku jej zamykaniu. A tak – zależy nam, żeby dom był coraz piękniejszy. Chciałybyśmy powiększyć zagrody, dokupić ziemi, wyremontować budynki… I jednocześnie cały czas kombinujemy, żeby gdzieś pojechać, coś zobaczyć. W tym roku wybrałam się w góry nauczyć się jeździć na nartach. Spodobało mi się! Może zaczniemy się też uczyć się jazdy konnej. Może pojawi się tu koń? Bo jak jest się w pewnym wieku, to trzeba dbać o swoją formę. Nie chcę siedzieć w fotelu, robić na drutach i mówić, że wszystkie kości mnie bolą. Pływamy z Izą regularnie w jeziorze, czasem aż do listopada. A jak woda jest zamarznięta, chodzimy na długie spacery.
Lubicie panie swoje życie tutaj?
HW: Żyję tak, jak to sobie wymarzyłam, jestem na swoim miejscu.
IC: Wspólnie definiujemy to miejsce. Mama przeszłością, tym – jak dużo włożyła w to serca oraz pracy. Ja – szacunkiem do tego, co mama stworzyła. Po tych dwóch wspólnych latach, śmiało mogę powiedzieć, że to miejsce to my.