Jarosław Parol – Tradycyjna Wędzarnia Warmińska

Kolacja Sielanka

Jarosław Parol

Tradycyjna Wędzarnia Warmińska

Topione, niezatopione…

Mówi o uczciwym jedzeniu i karmieniu „bez ściemy”. Daje gwarancję, że jego ryby są wyjątkowej jakości, bo hodowane z pasją i radością. Takie szczere podejście do życia i pracy uszczęśliwia go, podobnie jak wiejski byt z rodziną, bez niepotrzebnej gonitwy, pożegnań i powitań. Zawsze razem. Stworzył swoje miejsce na ziemi, które okazało się nie marzeniem, nie utopią, ale jego codziennością, szczęśliwą codziennością. Oto Jarosław Parol i jego ryby.

Co pana tutaj sprowadziło?

Życie… (śmiech). Zawsze lubiłem las i polowania z ojcem. Lubiłem też wodę i żaglówki – to również zasługa mojego ojca, był płetwonurkiem w Akademickim Klubie Płetwonurków Skorpena w Olsztynie. Fascynowało mnie życie blisko przyrody. Z drugiej strony, już na studiach, ujawniła się moja pasja do gotowania. Zwykle wyglądało to tak – ja gotowałem, a koledzy przynosili coś do picia… I tak już zostało, hodowla i przetwórstwo ryb idealnie wpisały się w moje zainteresowania.

I czym pan postanowił karmić ludzi?

Jak widać po mnie – lubię jeść… Ale nie tknę byle czego, wyznaję zasadę, że jesteśmy tym, co spożywamy. Zawsze chciałem karmić ludzi czymś wyjątkowym. Ale sztuką jest zrobić coś prosto – jak robiły to nasze babcie czy dziadkowie. Ograniczyć wykaz składników na ostatecznym produkcie do kilku wyrazów, broń Boże, dłużej niż linijka. Oczywiście, to jest możliwe, tylko trzeba włożyć w taką produkcję więcej wysiłku.

W takim razie, w co wkłada pan swój wysiłek?

W tradycyjne wędzenie. Odkąd pamiętam, mój dziadek i mój ojciec wędzili ryby w ten sposób. Od dziecka przyglądałem się im i zawsze mnie to fascynowało. Ja też tak chciałem… Byli moim wzorem, wiedziałem, że tego typu produkty będą zawsze cenione i poszukiwane. I przede wszystkim – że ja nie będę się ich wstydził.

Czerpie pan z rodzinnych przepisów czy wymyśla pan nowe?

Nie uważam się za kreatora smaku. Staram się przywracać smaki dzieciństwa. Mniej przypraw, a więcej smaku samej ryby. Oczywiście, jak to młody człowiek, czasem również eksperymentuję. Ale raczej dla własnej satysfakcji, udowodnienia sobie, że potrafię swoją wyobraźnię kulinarną przełożyć na praktykę. Ostateczną decyzję podejmuje zawsze klient.

A co pan najbardziej lubi jeść?

Ryby! Wszystkie! Naprawdę mam wybrać tę jedną najlepszą…? (śmiech) Dobrze, więc chyba najbardziej lubię świeżo uwędzoną warmińską sielawę. Pochodzi z naszych najczystszych, głębokich jezior. Wystarczy dodatek soli i tradycyjne wędzenie drewnem olchowym.

Co skłoniło pana do wybrania takiego sposobu na życie?

Marzyło mi się, żeby móc mieszkać i pracować w tym samym miejscu. Żeby nie trzeba było gdzieś daleko jeździć, wychodzić, żegnać się i witać po kilka razy dziennie z rodziną. Taki miałem pomysł na życie całej rodziny, bo nie chodzi tu przecież wyłącznie o mnie. Natomiast w kwestiach zawodowych – chciałem stworzyć coś od samego początku. Prowadzenie gospodarstwa, hodowla ryb i później przetwarzanie ich, to idealny model takiego funkcjonowania. Chociaż to, co robimy nie jest wyłącznie biznesem. To sposób na życie, nie umiem tego postrzegać w innych kategoriach.

Łatwo było przystosować się do takiego trybu życia?

Ja się czuję jakbym był stąd, to moje miejsce. Nie musiałem się do niczego przystosowywać, chociaż wcześniej mieszkałem i studiowałem w mieście. Niczego mi tutaj nie brakuje. Owszem, przyznaję – w pewnym sensie, narzuciłem rodzinie swoją wizję. Trochę trwało, zanim przywykli. Mojej żonie, na początku, niektórych rzeczy brakowało, w tym sklepów… Trzeba było z wyprzedzeniem planować zakupy, bo nie ma sklepu pod blokiem, do którego można rano wyskoczyć po chleb… Ale myślę, że w tym momencie wszystkim nam jest już tutaj dobrze.

Co pan czuje, jak się pan rano budzi?

Ból pleców… (śmiech). Bo to jest ciężka, fizyczna praca. Potem od razu myślę – jak ryby? Zerkam na wodę. Potem przygotowuję się do dnia pracy… I tak naprawdę, jak tylko wstanę z łóżka, to w tej pracy już jestem. Do wieczora… A wieczorem, podsumowując dzień, zastanawiam się, co się udało, a co można było zrobić lepiej.

Chwile największej satysfakcji?

Radość z tego, co udało nam się tu stworzyć, mam za każdym razem, kiedy dzwoni klient, na przykład po weselu, i mówi – panie Jarku, pańskie ryby zrobiły furorę! Ludzie nie widzieli takich ryb, nie jedli wcześniej nic podobnego. Wtedy czuję, że to, co robię, robię dobrze, uczciwie.

Tradycyjna Wędzarnia Warmińska
Jarosław Parol
Kaborno 45, 11-030 Purda
 +48 89 512 47 60  +48 604 886 534  +48 602 113 095
 jaroslaw@tradycyjnawedzarniawarminska.pl

Comments are closed.