Przemysław Gryz

Kolacja Sielanka

Przemysław Gryz

P.o. Szefa Kuchni Restauracji Art Déco w Hotelu SPA Dr Irena Eris Polanica Zdrój. Kucharz młodego pokolenia śmiało wkraczającego na rynek sztuki kulinarnej. Cztery lata temu ukończył edukację zawodową i rozpoczął szybką ścieżkę kariery, zaczynając od pomocnika kucharza w pięciogwiazdkowym hotelu w Warszawie, gdzie nabył doświadczenie kulinarne, ale i to związane z koordynacją pracy zespołu. Następnie przez ponad dwa i pół roku pracował w jednej z najbardziej uznanych restauracji w Warszawie – rekomendowanej w przewodniku Michelin – na stanowisku kierownika zmiany, gdzie „rozwinął skrzydła”.

Obecnie pracuje w Hotelu SPA Dr Irena Eris w Polanicy-Zdroju na stanowisku p.o. Szefa Kuchni. Jak sam podkreśla: „Jest to praca, która otwiera przede mną nowe możliwości”. Jest finalistą wielu konkursów kulinarnych, w tym również Primerba Cup 2013 i 2014. Tytułu Najlepszego Kucharza w Polsce dało mu zwycięstwo w prestiżowym konkursie Kulinarnym Pucharze Polski 2014.

Mr Sweet and Nature…

Ciepły, romantyczny i zakochany w naturze, którą zna od podszewki, albo raczej... ściółki leśnej. Pracowity, dokładny i zorientowany na cel, do którego zmierza zdobywając cierpliwie praktykę i wiedzę. Dzięki konsekwencji odnosi sukcesy, właśnie przejmuje stery w kuchni Hotelu SPA Dr Irena Eris w Polanicy Zdrój. To, co w nim uderza, to duma z tego co robi, marząc, że może syn kiedyś pójdzie w jego ślady… oto Przemek Gryz.

Jak doszedłeś do tego, czym obecnie się zajmujesz?

Ojej… Już jak byłem bardzo mały, to lubiłem przyglądać się jak mama gotowała… Potem szkoła gastronomiczna, pierwsze praktyki w restauracji. Szybko dostałem się do, właśnie otwieranego, pięciogwiazdkowego hotelu w Warszawie. Kiedy tam wszedłem, to doznałem prawdziwego w szoku! Pierwszy raz zobaczyłem taką kuchnię – wielką, nowoczesną. W hotelu spędziłem siedem lat, wspinając się mozolnie po szczeblach hierarchii kuchennej – od pomocnika aż do chefa de partie. Później pracowałem w Amber Room u Roberta Skubisza. A stamtąd przeniosłem się do otwierającego się wówczas Hotelu SPA Dr Irena Eris Polanica Zdrój.

Nie żal było opuszczać stolicę? Co wyjątkowego znalazłeś w Polanicy?

Przede wszystkim fascynuje mnie tutejsza przyroda. Niektórzy wręcz mówią, że jestem człowiekiem lasu… (śmiech). Bo jak ktoś ze mną idzie przez las, to może mieć wrażenie, że jest na wycieczce edukacyjnej. Wiem o roślinach wszystko – jak się która nazywa, czy jest jadalna, czy nie… Przyroda dostarcza mi najwspanialszych inspiracji kulinarnych. Poza tym, w Polanicy prowadzę hotelową pasiekę. Dzięki niej mam świetną odskocznię, zapominam o stresie, odrywam się od rzeczywistości. Pszczoły mnie uspokajają, a przy okazji również dostarczają pomysłów na nowe dania. Ostatnio mamy, na przykład, bardzo efektowny deser – płonąca czekoladowa kula gaszona miodem.

Moment, w którym poczułeś, że kuchnia to nie tylko zawód, ale twój sposób na życie…

Chyba od początku to przeczuwałem. Gotowanie nigdy mnie nie nudzi. Ciągle się czegoś uczę, udoskonalam technikę, co roku pojawiają się nowe produkty. Choć z drugiej strony, ciągnęło mnie również do motoryzacji. Ale jednak postawiłem na kuchnię i nie żałuję. To był dobry wybór, mama była właściwym wzorem.

Co jest dla ciebie najciekawsze w tym zawodzie?

Nowe wyzwania. Ale przede wszystkim – kontakt z gośćmi. Moment satysfakcji, gdy ktoś dziękuje mi po udanym posiłku, jest dla mnie bezcenny.

A co najczęściej słyszysz od gości?

„Zabieramy pana ze sobą”! Ale spokojnie, nie dam się skusić… (śmiech).

Jakie smaki są charakterystyczne dla twojej kuchni?

Szukam ziół, warzyw i produktów, które kiedyś były znane, ale dziś popadły w zapomnienie. Bardzo lubię też azjatyckie nuty, konkretne i wyraziste. Moim ostatnim odkryciem jest polski producent czarnego czosnku. To fermentowany przez wiele dni czosnek, który w tak długim procesie nabiera palonego, karmelowego, bardzo słodkiego smaku.

Masz swój ulubiony produkt?

Miód i pyłek kwiatowy. Z pyłku możemy zrobić wiele rzeczy – koktajl, smoothie, biszkopt. A najlepsze jest to, że pyłek i miód nigdy nie smakują tak samo!

Do jakiego dania porównałbyś się?

Do menu nazwanego u nas w karcie „wieczór romantyczny”, z kulą czekoladową, o której wspominałem… No bo jestem słodki, ciepły, ale jak trzeba, to umiem zimno i trzeźwo myśleć. Romantyczny też jestem... (śmiech). Jak byłem dzieckiem, to uwielbiałem słodycze. Kiedyś za pieniądze, które dostałem od dziadka, kupiłem sobie 10 batonów. I naraz je wszystkie zjadłem! Dziś uwielbiam przygotowywać słodkości.

Czy dla Ciebie istotne jest, kto produkuje składniki, z których przygotowujesz swoje dania?

Tak. Od razu można wyczuć, który producent wkłada w pracę całe swoje serce. Wtedy nie tylko mam pewność najwyższej jakości, ale sam staram się jeszcze bardziej niż zwykle. To daje taki pozytywny napęd. Swoich dostawców znam osobiście, często do nich jeżdżę. Czasem wstępuję po drodze po prostu zobaczyć, czy mają coś nowego. Nie jestem człowiekiem zamkniętym w kuchni i biurze, który zna produkty tylko z etykietek.

A lubisz gotować, kiedy goście patrzą ci na ręce? Tak będzie podczas kolacji „Sielanka”…

Lubię, nie stresuje mnie to. W pierwszej pracy, w hotelu Westin, pracowałem na otwartej kuchni. Nawet mam do dziś kilku zaprzyjaźnionych gości, których poznałem właśnie dzięki takiej formule przygotowywania dań. Ale nieco inaczej jest podczas ważnych konkursów, w których biorę udział. Wtedy lekki dreszczyk emocji mi towarzyszy... (śmiech).

Chyba jednak lubisz to uczucie, bo często stajesz do kulinarnych rywalizacji…

Oj, lubię, lubię… W 2014 roku razem z Łukaszem Ziętkiem zdobyłem Kulinarny Puchar Polski. Teraz trochę odpuściłem, są już inni młodzi kucharze, niech dostaną swoją szansę. Miałem półtora roku przerwy od konkursów, ale ponieważ, zostając przy porównaniach przyrodniczych, ciągnie wilka do lasu, znów wziąłem udział… (śmiech).

Miłość do kuchni zawdzięczasz mamie. A co ty gotujesz swoim dzieciom?

Tradycyjne polskie jedzenie. Gotuję im tak, jak mama gotowała dla mnie. I już mogę powiedzieć, że mój niespełna czteroletni syn ma zadatki na kucharza, już wie, jak się w garnkach miesza. Jednak nie będę go zmuszał, żeby poszedł w moje ślady. Chociaż jeśli wybierze drogę taty, to będę dumny.

Comments are closed.