Stéphane Lefevre – Owczarnia Lefevre

Kolacja Sielanka

Stéphane Lefevre

Owczarnia Lefevre

Dziewczyny...

Magda i Stéphane Lefevre mają stado ok. 70 owiec humorystycznie zwanych dziewczynami, mają dom, jak z bajki i spełnienie wymalowane na twarzy. Porzucili dostatnie i zabiegane życie we Francji, zamieniając je na skromniejsze i sielankowe w Polsce. Ciężka praca w gospodarstwie i produkcja serów wypełnia im dni, a relaks przynosi gra w teatrze wiejskim. To polsko-francuskie małżeństwo wniosło nową jakość w polskie serowarstwo.

Jak Kiersztanów przyjął przybyszy z miasta i to francuskiego?

Stéphane: – Kiedy przeprowadziliśmy się tu trzy lata temu, wszyscy patrzyli na nas jak na dziwolągi! A że nasz dom stoi na górce, byliśmy, że tak powiem, na widoku. Na początku sąsiedzi mieli ubaw, ponieważ nie umiałem nawet odpalić traktora.

Magda: – Zawód rolnika w naszym życiu wcześniej nie istniał. Znaliśmy teorię z książek, mąż miał krótki epizod, tuż przed przeprowadzką, podczas którego przygotowywał się do hodowli i przyuczał się do pracy w owczarni. Potrzebowaliśmy pomocy w podstawowych rzeczach – obróbce pola, koszeniu trawy i tak dalej... Oczywiście znalazło się kilku bardzo pomocnych sąsiadów, ale większość brała nas za dziwaków. Sądzili, że to chwilowy kaprys, że zaraz wrócimy do miasta.

A tu nie dość, że z miasta, to jeszcze Francuz...

Stéphane: – Mieliśmy ogromne szczęście, bo trafiliśmy na wspaniałych ludzi. Miłych i pomocnych. Polaków trochę znam i wiem, że generalnie tacy właśnie jesteście. Zawsze mówiłem żonie, że chcę zamieszkać i zakończyć swoje życie w Polsce. Ludzie mieli ochotę nam pomóc – czy to w gospodarstwie, czy to w wypełnianiu i składaniu dokumentów, czy to z dziećmi. Nasza dwójka dzieci wtedy ledwo mówiła po polsku. Syn był w wieku licealnym, musiał pójść do polskiej szkoły, która ma swoje wymagania. Więc zarówno nauczyciele, jak i tutejsi nowi znajomi, tak zorganizowali życie wokół naszych dzieci, żeby łatwiej im było się zintegrować.

Magda: – Wprowadziliśmy się do niezamieszkanego od 10 lat gospodarstwa – ruina, chaszcze, prawdziwa dżungla. Sąsiedzi docenili, że nie przestraszyliśmy się ciężkiej pracy. Podziwiają, że jesteśmy pracowici, co widać po gospodarstwie. Po tych trzech latach czujemy się tu już jak w domu. Owszem, jest ciężko. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak bardzo dużo pracy nas czeka. Przychodzi godzina 21.30 i oczy same się kleją... (śmiech). Padamy na kanapę, ale z uśmiechem, bo tyle rzeczy zostało zrobionych! Nawet nie myślimy o powrocie do miasta.

Kto państwu pomaga w gospodarstwie?

Stéphane: – Mamy jedną osobę, panią Elę, która pomaga nam w domu. I od czerwca zatrudniliśmy pracownika do sianokosów. Ja, w swoim życiu, nigdy tyle fizycznie nie pracowałem. Wszyscy mi mówili – zobaczysz, będzie super, będzie slow life! (śmiech) Life owszem jest, ale slow już nie za bardzo. Dotychczas, moim zajęciem było przede wszystkim odpowiadanie na dziesiątki telefonów i setki maili. Pracowałem w ogromnej firmie, która szyła i sprzedawała na cały świat suknie ślubne. A dziś moja praca jest namacalna. Nie mam problemu ze sprzedażą tego, co wyprodukujemy. Pytanie jest – jak produkować, a raczej „tworzyć” coraz więcej? Bo dla mnie, ser powinien mieć duszę tego, kto go tworzy. Więc jeżeli idziemy na ilość – to już nie jestem w stanie zrobić tego sam. W związku z tym, ten ser już nie będzie mój. Będzie produkowany w owczarni Lefevre, ale nie będzie serem od Stéphane’a Lefevre. A tego nie chcę...

Magda: – Mąż sam doi owce i przerabia mleko. To ogromna odpowiedzialność. Nie zdecyduje się oddać tego w ręce nawet najbardziej zaufanych pracowników.

A dlaczego właśnie robicie akurat sery?

Magda: – Różne były pomysły – produkcja pelletu, hodowla ślimaków... Kiedyś, jeszcze w Paryżu, zastanawialiśmy się, za czym będziemy tęsknić i mąż stwierdził – sery. Potem przyszły kalkulacje. Koziarni jest dużo, a owczarni – nie, tylko w górach. Z drugiej strony – górale robią oscypki, a nie sery według receptur francuskich. Mąż uwielbia roqueforta – ten ser robi się wyłącznie z mleka owiec rasy Lacaune, która w Polsce nie występuje. Stadko 17 owiec trzeba więc było sprowadzić z Francji. Pamiętam, jak przyjechały w nocy, 10 października. Strasznie się baliśmy, czy Polacy będą te nasze owcze sery jedli. Ale już po pierwszym sezonie wiedzieliśmy, że to był strzał w dziesiątkę! Bo przewaga mojego męża nad innymi serowarami polega na tym, że on dokładnie wie, jak te sery powinny smakować.

Mają państwo czas na cokolwiek innego niż praca?

Stéphane: – To jest niesamowite, ale wciąż nakręcamy się do nowych rzeczy! Tworzymy i sprzedajemy sery, ale bawimy się też w pasztety i rillettes. A moja żona, która piecze cudowne ciasta, co piątek wieczorem zagniata ciasto na tartę. W sobotę wstaje o 4 rano i robi krem pâtissière. Zbiera sezonowe owoce i przygotowuje tartaletki, które sprzedajemy co weekend na ekotargu. Nie ma ich wiele – nie robimy tego dla pieniędzy, ale dla samej satysfakcji. Klienci przyjeżdżają po sery, kupują przy okazji te ciasteczka – są szczęśliwi, że coś dobrego zjedli. Poza tym, ja, oprócz serów, mam jeszcze jedną pasje – teatr. W zeszłym roku, stworzyliśmy tu, w Kiersztanowie, grupę teatralną. Zaczęło się od pomysłu na przedstawienie bożonarodzeniowe dla dzieciaków. Ludzie od razu załapali temat. Jedna z pań, nauczycielka z podstawówki, mówi – zróbmy „Rzepkę”. I zaczęliśmy od takiego drobiazgu. Super się bawiliśmy, wszyscy mają ochotę to kontynuować, więc w tym roku będzie już bardziej ambitnie!

Owczarnia Lefevre
Stéphane Lefevre
Kiersztanowo 27, 11-320 Kiersztanowo
 +48 602 370 026  +48 507 424 739
 owczarnialefevre@gmail.com

Comments are closed.